Akademia przyznała jej Oscara za rolę w "Butterfield 8" w 60', zapewne chcąc zrekompensować jej brak Oscara za takie perły, w jakich zagrała w 59' i 58'. Liz sama nie chciała zagrać tej roli, ale musiała wywiązać się z kontraktu. Nie ponosi tutaj winy. ;)

No tak, tyle że uważam takie praktyki za ciut niepoważne... Dlatego właśnie decyzje Akademii często wywołują u mnie śmiech niż przytaknięcie;) Tak jak prawo nie działa wstecz, tak przyznawanie nagród - nie powinno..
Inna sprawa iż sądzę że Taylor to aktorka która mogła zagrać w Butterfield 8 lepiej. Stać ją było na to, a się nie przyłożyła..
Oczywiście według mnie, ale to tam szczegół. prawda;). Dawanie nagród "z łaski" albo jako zadośćuczynienie to takie trochę...mało zgrabne.

Liz była taka, że nie lubiła się podporządkowywać, ale według mnie nie zagrała źle. :)

Mało jest aktorów, którzy przez całą karierę utrzymali równy poziom. Taylor robiła karierę w czasie, kiedy liczyło się bardziej to ile filmów miała zapisanych w kontrakcie niż to w jakich faktycznie chciała zagrać, do jakich miała warunki. Często była obsadzana wbrew warunkom, umiejętnościom - wielokrotnie te role nie przynosiły jej frajdy, nie dodawały chęci do pracy nad rolą. Niestety Hollywood doby wielkich wytwórni miało to do siebie, że pracowało jak fabryka - szybko, bez wytchnienia szło w ilość, a nie w jakość. Dana wytwórnia miała plan zrobić jedno arcydzieło, ale żeby na nie zarobić trzeba było zrobić dziesiątki kiepskich filmów, a żeby na te denne filmy ktoś przyszedł trzeba było w obsadzie "uwalić" jakąś gwiazdę, która była wściekła, że swoim nazwiskiem musi podpierać taki marny projekt ale nie mogła odmówić, bo obowiązywał ją kontrakt. Stąd właśnie wrażenie, że kariera Taylor jest nierówna - przecież role pisane przez T. Williamsa są genialne już "na papierze", kreować je to sama przyjemność, wielka nobilitacja - w obu filmach Liz pracowała ze świetnymi partnerami - Cliftem i Hepburn w "Nagle, zeszłego lata" i Newmanem w "Kotce na gorącym, blaszanym dachy" - pracując z takimi tuzami łatwiej o wenę, porozumienie i chemię, która sprawia, że role pierwszoplanowe będą niesamowite.
Ciężko oczekiwać, żeby w takich przeciętnych filmach jak "Z życia VIPów" czy "Butterfield 8" można było stworzyć powalającą kreację, inna sprawa, że Taylor nie miała ani wielkich artystycznych ambicji ani zawodowego przygotowania - grała od dziecka, miała tylko praktyczne przygotowanie do zawodu - nie uchodziła za osobą zbyt inteligentną, uduchowioną i oczytaną co na pewno nie pozostawało bez znaczenia wobec jakości kreacji jakie tworzyła. Niemniej miała nietuzinkową osobowość, jakieś szaleństwo, charyzmę i dzięki temu jej legenda wciąż jest żywa.
Jest taka anegdotka, że Oscar za "Butterfield 8" powędrował do Liz bowiem ciężko wtedy chorowała, lekarze przewidywali najgorsze - Akademia zadecydowała więc, że w obliczu możliwej śmierci przyzna Taylor Oscara. Tak też się stało Oscar jest, ale czy zasłużony? Ile takich Oscarów już przyznano - masę - ile nominacji nielogicznych... Niestety Akademia to też więzi interesów, czasem aspekt artystyczny się nie liczy. To chyba Woody Allen powiedział, że Oscary działają na zasadzie, że "raz ja dam Tobie, a potem Ty dasz mi", waga nagrody jest więc dyskusyjna. Warto jednak wierzyć, że w świecie filmowym liczy się coś więcej niż kolesiostwo i pieniądze - niech wygra sztuka :). Aż ciekawa jestem jak rozłożą się nagrody w tym roku...

Myślisz że Jennifer Lawrence zdobędzie kolejnego Oscara?

Nie chce się wtrącać, ale według mniej jej fenomen jest mocno przesadzony. Rok temu zasłużyła się ( jak dla mnie ) o wiele bardziej Naomi Watts.

Ja nie byłam zadowolona, że go dostała.

Podejrzewam, że tak będzie...

Ja też... Dzisiaj mam zamiar obejrzeć ten cały Anerican Hustle.

American*

Pięknie napisane.