Elizabeth TaylorI

Elizabeth Rosemond Taylor

8,5
6 824 oceny gry aktorskiej
powrót do forum osoby Elizabeth Taylor

Są tu jacyś fani Elizabeth? Czy nikt już o niej nie pamięta.. Ja mam 15 lat :)

olgus33

Jesteśmy i pamiętamy :).

użytkownik usunięty
olgus33

Pewnie, że tak :)

olgus33

oczywiście :D
uwielbiam ją, jestem w trakcie czytania
kolejnej książki

olgus33

co tu być fanem lansowanej lali ? To miernota aktorska była nachalnie lansowana. Znawcy określają popkulturę filmu właśnie zapoczątkowaną od Taylorki to ona była miernotą którą ze względów jakichś tam korzeni żydowskich lansowaną lalką jak boys bandy.

markin

Jestem, pamiętam, uwielbiam ;-)

Miernota aktorska? - najpierw zobacz "Kotkę.." albo "Virginię Woolf" potem oceniaj. Nie musisz jej lubić i cenić, ale nie obrażaj.

MademoiselleButterfly

no i o czym świadczy to, że podobają ci się filmy w których grała ? To nie zmienia faktu, że jest miernotą.

markin

a o czym świadczy ton twoich wypowiedzi?

użytkownik usunięty
antygrafik

To jest prawda i tyle w temacie.

są trzy prawdy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda. i spośród nich Twoja jest ta trzecia. pozdrawiam serdecznie.

użytkownik usunięty
antygrafik

Nie życzę sobie takich tekstów do mnie. Poczytaj sobie jakąś biografię, albo dokumenty o niej. Zastanawiałeś się może jaką naprawdę była kobietą - żądną sławy, arogancką, chciwą, śmieszną, czasami nawet groteskową. Wiem co mówię, bo jestem w tym temacie bardziej oczytana. Język Twojej wypowiedzi świadczy tylko o Tobie.

przykro mi, że sobie nie życzysz. widać masz bardzo słabe poczucie humoru. ona była AKTORKĄ a nie społecznicą, jej charakter był sprawą drugorzędną dla tego portalu.

użytkownik usunięty
antygrafik

Aktorką ? O tak była nią. Ale nie wybrała tej drogi sama. Nie krytykuję aktorów bez szkół, wręcz przeciwnie, talent nie potrzebuje szkoły. Ale to nie było jej marzenie, to nie był jej wybór. NIe twierdzę że była gorsza, ale na pewno o coś uboższa. Nie prawdę, mam poczucie humoru, ale wzajemne obrażanie się o ''gówien prawdach'', nie jest chyba najzacniejsze, nieprawdaż ? Co do jej aktorstwa odsyłam do opinii na dole. Dziękuje za uwagę, pozdrawiam.

ale to nie jest wzajemne obrażanie się, tylko wykorzystanie znanego cytatu znanej i cenionej postaci celem ukazania odmienności zdania. często korzystam z cytatów i parafraz, bo po prostu lubię.
a co ma do rzeczy to, czy ona tę drogę wybrała, czy nie? o co była uboższa? wg mnie, wielu jej fanów oraz krytyków była wspaniałą aktorką. dyskusja w zasadzie dotyczyć winna jej talentu a większość Twoich zastrzeżeń dotyczy jej życia pozascenicznego.
PS: zadałam sobie trudu, by przeczytać Twoją opinię, w międzyczasie natknęłam się na kilka innych Twoich wypowiedzi i naprawdę zdumiewa mnie ogrom Twojej niechęci wobec tej aktorki.

użytkownik usunięty
antygrafik

Rzeczywiście, nie lubię Elizabeth Taylor. Nie lubię jej dlatego że jest ona przedstawiana jako pierwsza dama kina. Zajmuje ona miejsce Garbo, Dietrich, nie mówię już o mojej ukochanej Leigh bo to byłoby stronnicze, Hepburn, Crawford, Davis itd. To one, a nie Liz, Audrey, Marilyn stworzyły kino i kobietę w nim ! Mdlą mnie te idiotyczne wypowiedzi o potędze Audrey i Marilyn, w zestawianiu z Gretą czy Ingrid Bergman zacierają się w cień. Nie lubię Taylor za te jej zimne spojrzenie - zawsze czułam ( to moje osobiste odczucie ) pewnego rodzaju jej pogardę, cynizm, wyższość. Lubię Elizabeth gdy była dorosłą kobietą, starszą panią. W latach 80 jej rola w filmie ''Pęknięte lustro'' z Kim Novak była sto razy lepsza niż w ''oscarowym'' ''Butterfield 8''. Oscara za ten film dostała niesłusznie, z czym zgodziły się chociażby Marlena Dietrich i Shirley MacLaine. O co była uboższa ? Jej pasja, jakikolwiek talent, jakiekolwiek aktorstwo było dziełem jej matki. To ona stworzyła Elizabeth Taylor - damę, kochankę, legendę. To ona wprowadziła ją do wielkiej stajni Louise B. Mayera. To właśnie ona załatwiała jej pierwsze rolę, to właśnie ona ją wypromowała. To nie była pasja Liz, to było przelanie marzeń matki. Ta mała, słodka, czarnowłosa dziewczynka z chabrowymi oczami, była kiedyś naiwnym, wystraszonym dzieckiem. Fizycznie mówiąc była ciałem na które przelano substancję - marzenia matki. To nie był jej wybór, ona była produktem. Taylor miała świadomość tego że nie była wybitną aktorką - nie oszukujmy się, jej głos, ale i inne walory były dwa razy mniejsze niż chociażby umiejętności jej rówieśniczek. Talent ona na pewno miała, ale nie musiał być on wrodzony. Pozwolę sobie wątpić żeby był. Liz po prostu się tego nauczyła, ale czy ona na pewno robiła to z pasją ? No i jeszcze jedno - nie rozumiem dlaczego filmowcy tak bardzo promują ''Kleopatrę'' przykładowo z jej udziałem. Film był sukcesem, ale nie zwrócił nawet kosztów filmu; zyski były o wiele gorsze. Richard Burton - który zaczynał się staczać w latach 60 z legendy pod most zagrał niebywale sztucznie. O niebo lepiej zrobił to Rex Harrison. Dlaczego przykładowo zapomina się o ''Nagle, zeszłego lata''? Pionierski film, nowa jakość i obraz w kinie, dziś mało kto o nim pamięta. Albo weźmy wspaniałego ''Olbrzyma''. Też nie odnosi takiego sukcesu choć jest lepszy od innych filmów z Liz, które są bardziej rozpoznawalne. Rozmawiałam ze swoją babcią na temat starego kina, jest ona o rok młodsza od nieżyjącej Liz. Twierdzi ona że Elizabeth była bardzo dobrą aktorką, ale nigdy za nią nie przepadała z podobnych względów jak ja. Staram się być obiektywna, dlaczego Liz jest przez niektórych oskarżana o spowodowanie upadku Burtona ? To on stoczył się na dno alkoholem, Taylor była jeszcze tak miłosierna żeby ról dla niego szukać. Poza tym ją też wciągnął w ten nawyk, więc te zarzuty są idiotyczne. Albo przyjaźń z Cliftem - uratowała mu życie. Seryjnie. Po prostu.
Pozdrawiam

znam jej historię, niemniej jednak uważam ją za bardzo dobrą aktorką. cóż, nie zgodzimy się tutaj. ja jestem wielką wielbicielką również wspomnianej MM ;). nie tylko one dwie zaczynały karierę dzięki urodzie i obrotnej matce. takie czasy.
w mojej opinii talent jest rzeczą bezsprzecznie wrodzoną, nauczyć się można umiejętności.
a wszystkie wymienione przez Ciebie damy są cenione, doceniane itd. przez koneserów i historię kina. wątpię, żeby ktokolwiek lubujący się w konie tamtego okresu (nie oszukujmy się - nie jest to kino, które zachwyca wszystkich) próbował umniejszyć ich wkład, rolę, znaczenie, talent, kreacje itd. to, która ma, miała, mieć będzie większą ilość fanów/fanatyków zależy wyłącznie od tego, jak wielkiej rzeszy ludzi się spodoba. osobiście cenię (albo raczej wielbię) np MM za niesamowity magnetyzm, za to jak działała swoją osobą na widza. ale nie uważam jej za najlepszą aktorkę w historii. może raczej za najbardziej fenomenalną.
Liz natomiast kojarzę w roli Kleopatry jeszcze z dzieciństwa i od tamtej pory jest dla mnie Kleopatrą idealną i nie widzę w tej roli innej aktorki, chociaż inne też przecież były. A Kotka...? cóż, jeden z moich ulubionych filmów. nie jestem fanatycznie jakoś przywiązana do Liz, ale od zawsze pozostaję pod wielkim wrażeniem jej urody i gry. ale "olbrzymem" również nie pogardzę ;). to są rzeczy podlegające prawom gustu i indywidualnego odbioru i tyle.
pozdrawiam w niezmąconym pokoju :)

użytkownik usunięty
antygrafik

Przecież MM nie zaczynała kariery poprzez matkę, tak naprawdę to ona - chora na schizofrenie częściowo wykończyła jej psychikę. Co innego Sara Taylor - była gotowa zrobić wszystko dla Elizabeth. Nie uważam obu kobiet za damy, co dla mnie jest neutralne. Marilyn miała na początku kariery wizerunek słodkiej idiotki - patetyczny wypowiedzi, itd. Tak naprawdę zawsze pozostała dzieckiem. Wizerunek słodkiej idiotki nie ma dla mnie pejoratywnego odcieniu, lecz niezwykle mnie drażni ta głupota. Z pewnością była osobą inteligentną, ale nie wiem dlaczego nie wykorzystywała tego. Nie lubię ''Kleopatry'', znacznie bardziej wolę wersję z Vivien Leigh ze względu na to że jest o wiele lepszą aktorką. I w dodatku dla mnie najpiękniejszą. ''Kotka na gorącym blaszanym dachu'' jest bardzo dobrą ekranizacją sztuki Williamsa, ale widać problemy z głosem. No ale od czego jest lektor :).
Pozdrawiam

O tak, jestes w tym temacie NAJBARDZIEJ OCZYTANA. W ogole jestes najlepsza i najmadrzejsza! A twoje wypowiedzi powinny byc cytowane! Troche dystansu, kobieto...

użytkownik usunięty

Niezły żart.

użytkownik usunięty

A gdzie ?

użytkownik usunięty

No, ten Twój komentarz, w którym poparłaś innego użytkownika, że Taylor jest miernotą.

użytkownik usunięty

O Taylor często mówiono że jest przeciętną aktorką. O Marilyn zaś nigdy. Z tą różnicą że ta druga o wiele więcej się namęczyła psychicznie i fizycznie, żeby osiągnąć to co osiągnęła. Elizabeth zaś miała wspaniałe warunki - skończyła szkołę baletową, była piękną kobietą, miała bogatych rodziców, którzy wprowadzili ją w ten zawód od dziecka. Gdyby nie psuła non stop swojej reputacji, na 8 jej małżeństw właściwie 2 zakończyły się nie z jej winy i gdyby wreszcie przestała nienawidzić każdego kto jest lepszy/ ładniejszy od niej - Marilyn Monroe nienawidziła, publicznie powiedziała: ''Zabierzcie ode mnie tę lesbę !''. Podobną niechęć odczuwała do Sophii Loren. I myślę że gdyby miała trochę więcej pokory w swoim życie to zostałaby zapamiętana inaczej, a ja NIGDY bym nie napisała tego co teraz piszę.

użytkownik usunięty

No faktycznie. Charakteru nie miała najlepszego, ale aktorką była świetną.

użytkownik usunięty

Nie każda jej rola jest wybitna, a fenomen mocno przesadzony, ale popatrz chociaż na Kleopatrę - jako dobra czy zła na zawsze wyryła się w naszej pamięci - począwszy od mojej babci do mnie.

Aha, a znaliscie ja osobiscie by pisac jaka to wstetna osoba byla... Phi.

bardotek69

Ale tutaj bzdury niektórzy wypisują. A koleżance powyżej polecam odstawienie książki Breta, ponieważ takiej sytuacji między Marilyn a Elizabeth nie było.

Holly_2, czemu aż tak drażni Cię w Taylor to co również charakteryzowało Vivien Leigh?
Ona też pochodziła z bogatej rodziny i pieniądze jej rodziców umożliwiły jej dobre wykształcenie - w Wielkiej Brytanii jej czasów bez dobrego urodzenia i majątku mogłaby jedynie marzyć o karierze jakiejkolwiek nie tylko filmowej. Co się tyczy życia prywatnego również nie miała się czym szczycić - nieudane małżeństwa, romanse, beznadziejne lokowanie uczuć, niewychowywanie własnego dziecka... Skoro już sądzisz ikony to rób to sprawiedliwie i mierz je jedną miarą, odnoszę wrażenie, że zapędzasz się w tej złośliwości...

madz20

Zgadzam się. Forum Elizabeth jest zaśmiecone jej wypocinami.

użytkownik usunięty
darkmarry

Bogini Cię nie zbawi.

Dla jednych bogini, dla drugich nie. Za przeproszeniem g*wno powinno cię to obchodzić. :)

użytkownik usunięty
darkmarry

Współczuję tylko Twojemu otoczeniu, że żyje w cieniu osoby, której nigdy nie znałaś.

Holly nie będę się z tobą wdawała w dyskusję, gdyż mam do ciebie szacunek i po prostu nie ma sensu rozmawiać z tobą o osobie, której ty kompletnie nie znasz. Nie musiałam znać Elizabeth osobiście, by została dla mnie autorytetem. Współczuję tobie, że masz jakiś kompleks, który wyżywasz na Elizabeth. :) Pozdrawiam i zapraszam na forum do Vivien, a Elizabeth zostaw w spokoju.

użytkownik usunięty
MademoiselleButterfly

Wybacz, ale ''Kotka..."byłaby świetnym filmem gdyby nie Liz. Spróbuj ją obejrzeć bez lektora. Wtedy zobaczysz jakie wielkie problemy sprawiał piskliwy głos Taylor. W ocenie krytyków miała problemy z jego emisją. Owszem, ''Kto....Woolf'' jest świetnym filmem, ale jakie wybitne dzieła potrafisz wymienić przed nim ? Bo ja Olbrzyma, Nagle zeszłego lata, Miejsce pod słońcem. Butterfield 8, Kleopatra, W poszukiwaniu deszczowego drzewa były jedną wielką klapą.
Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
markin

BRAWO ! Ktoś nareszcie głosi prawdę.

olgus33

ja mam trochę więcej, ale jestem ;)

olgus33

Jestem już stara, ale Elizabeth Taylor dla da mnie była i jest GWIAZDĄ !!! Mam sporo jej filmów. Pozdrawiam!

użytkownik usunięty
IrenaSz

Liz była tylko gwiazdą.

Dla mnie GWIAZDĄ !!! Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
IrenaSz

Nie twierdzę że nie była gwiazdą. Po prostu uważam że jest obecność w popkulturze zajmuje miejsce wielu bardzie utalentowanym aktorkom. Gdy czytałam jej biografię, była zszokowana i włos jeżył mi się na głowie.
Pozdrawiam.

W każdej grupie zawodowej są artyści i rzemieślnicy, a ci drudzy mogą być lepsi lub gorsi. Podobnie sprawa się ma z gwiazdami ekranu: artyści to ta nieliczna grupa osób, które posiadają cudowną zdolność przeistaczania się w dane postaci (często nie ukończyli oni żadnych szkół, bo i po co?), podczas gdy rzemieślnicy konstruują swoje role z mniejszą bądź też większą wprawą (czyt. tworzą postać od podszewki, dbają o detale). Jeśli chodzi o Liz, to uważam, że była po prostu dobrą rzemieślniczką. A, że dodatkowo należała do kobiet atrakcyjnych i przebojowych (oraz posiadała niezwykle obrotną matkę), to zrobiła światową karierę.

użytkownik usunięty
IrenaSz

Zastanawia mnie to, czy kiedyś pomyślała Pani bądź fani Elizabeth o tym jaka była naprawdę. Proszę nie traktować mojej wypowiedzi jako przejaw chamstwa i brak wychowania.

czytam Twoje wypowiedzi i aż mi wstyd za swoją. naprawdę.

użytkownik usunięty
antygrafik

Naprawdę ? Zachowuje netykietę w sieci i wyrażam swoje zdanie odpowiednim językiem.

ja lubię dodać szczyptę pieprzu, zwłaszcza jeśli się z kimś nie zgadzam. i zwłaszcza, jeśli ten pieprz jest znany.

Mówiąc, że uważam ją za gwiazdę (filmową!), miałam na myśli jej filmy, a nie jej życie prywatne. Ale ludzie maja różne oblicza, często zmieniające się na różnych etapach życia. Liz Taylor potrafiła być prawdziwym przyjacielem. W wypadku samochodowym Montgomery Clifta właściwie uratowała mu życie. Nie opuszczała przyjaciół w biedzie. To tez czytałam w jej biografiach, bo książek o niej jest sporo, a każdy autor pewnie zwracał uwagę na określone dziedziny jej życia. Nie oceniam jej życia prywatnego tak, jak sama bym nie chciała, by publicznie opisywano moje. Skąd mamy wiedzieć, która książka o niej podaje prawdę? I czy w ogóle można poznać prawdę o drugim człowieku? Pozdrawiam.

IrenaSz

Bardzo mądrze Pani napisała, szczególnie ostatnie zdanie mnie ujęło. Myślę, że warto się nad tym zastanowić, a w szczególności w odniesieniu do znanych ludzi. Zgadzam się w zupełności, że my jako fani kina nie powinniśmy oceniać aktorów przez pryzmat ich prywatnego życia. P

wrota2

Dziękuję! Bo czyż oceniamy przez pryzmat pracy zawodowej np. księgowego? W pracy ten typ może być sztywniakiem, skrupulantem, który sprawdza każdy grosz, maniakiem cyferek i przepisów itp. Prawda? W swoim życiu prywatnym ten sam facet może być wesołym, przesympatycznym facetem, który w domu pitrasi, bawi się ze swoimi dzieciakami, a na działce urządza grilla dla przyjaciół! Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
IrenaSz

Nie, nie poznamy o niej nigdy pracy. Osobiście ja nigdy nie rozumiałam jej fenomenu. Nigdy. Jak mamę kocham tak nigdy. Myślę jednak, że postacią godną pożałowania prywatnie jest niestety Liz Taylor. Tak naprawdę na osiem jej małżeństw, tylko jedno rozpadło się nie z jej winy. Pierwsze z Nickiem Hiltonem, który ją poniżał i poniewierał, zakończyło się z tego także powodu. Następne z Michaelem Weldingiem okazało się pomyłką, gdy poznała jego przyjaciela Mike'a Todda. Wkrótce i to małżeństwo pozostało w seperacji do czasu katastrofy samolotu w której zginął Todd. Później był jego przyjaciel, którego rozbiła małżeństwo z Deborah bodajże Reynolds. Znudził się - double marry Barton, następnie gdy ten już był wrakiem człowieka - polityk John Wayner, a na końcu Larry Fortensky. Później, gdy Taylor była już dorosły i nie potrzebowała matki w postaci agenta, a i również wcześniej miała problemy z emisją głosu. Niezwykle piskliwy zrujnował ''Miejsce pod słońcem'' i ''Kotkę na gorącym, blaszanym dachu''. Lubię oba filmy i uważam za dobre conajmniej, ale zebrały mieszane recenzje. Swojego pierwszego Oscara - za ''Butterfield 8'' dostała tak naprawdę z litości, jak stwierdziła Marlena Dietrich mówiąc ''że w ten sposób Akademia Filmowa pozbywa się wyrzutów sumienia tzw. Oscarami pocieszenia''. Zresztą jej największa rywalka roku 1960, Shirley MacLaine stwierdziła - ''Przegrałam z tracheotomią''. Idziemy dalej: ''Kleopatra'' - wielka klapa Hollywood, ale i tak piękny film. Miał być największym od czasów ''Przeminęło...' hitem filmowy. W szufladach reżyserów leżał tak naprawdę już od 1960 r. choć film oficjalnie wypuszczono w 63, gdy skończył go Joseph L. Mankiewicz. Niestety, Liz ciągle mdlała, Burton cały czas był wstawiony, a reszta załamywała ręce. Oliwy do ognia dolewał ich romans. No ale cóż... Co do Virginii Woolf to rzeczywiście świetna rola, Oscar w pełni zasłużony, pogratulować - wspaniale skonstruowane postacie.
PODSUMOWUJĄC:
Zawsze uważałam, że było mnóstwo ładniejszych i lepszych aktorek niż ona. Sama nie wybrała aktorstwa w przeciwieństwie do innych aktorek, które pokończyły szkoły i same się na to zdecydowały. Oczywiście nie krytykuję aktorów bez szkół - takie legendy jak Katharine Hepburn czy Bette Davis ich nie miały. Sama bym tak za żadne skarby nie poszła. Niby każdy jest inny, ale tak naprawdę robiony na jedno kopyto. Nie mówię, że ona była gorsza od innych, ale na pewno o coś uboższa. Nie wybrała tej drogi sama. Co do jej fioletowych oczu - nie można takich mieć. Można tworzyć ZŁUDZENIE takiego koloru poprzez skrzyżowanie światek w siatkówkach naszych oczu. Liz po kolei niszczyła każdy swój związek emocjonalnie, może za wyjątkiem pierwszego i trzeciego małżeństwa. Była niestety chciwa, arogancka, groteskowa, czasem wręcz śmieszna - ale pomimo wszystko wielka. Nie rozumiem z jakiego powodu. Naprawdę. Elizabeth Taylor - ta kobieta, pociąga, fascynuje, irytuje, kolokwialnie wkurza.Życie Taylor było zaplanowane do pierwszego małżeństwa. Później jej rodzicom zaczęła sprawiać problem kokieteryjna flirciara. Niestety, to właśnie od Taylor, względnie Mae West zaczął się okres zmiany kina, które widzimy dzisiaj. Lepsze role zaczęła grywać po 30, bo wcześniej pochwalić można jej role w sztukach Williamsa i ''Miejscu pod słońcem''. A co do jej urody - należała do grupy kobiet zjawiskowo pięknych w młodości, ale szybko się starzejących. Po 30 w Virginii, Kleopatrze, Butterfield8 była już niezwykle podstarzała, w przeciwieństwie do Monroe czy Grace Kelly, które zawsze były ŁADNE. Na jej 55 parę filmów, do udanych należały ( dorosłość ) Nagle, zeszłego lata, Olbrzym, Miejsce pod słońcem, Kotka na gorącym, blaszanym dachu, Kto się boi Virginii Woolf, W poszukiwaniu deszczowego drzewa. Mam nadzieję, że fani Liz się nie obrażą, a moją wypowiedź wezmą za zachętę do dyskusji o starym Hollywood.

użytkownik usunięty

Proszę nie czuć się urażoną, jeśli podobną wypowiedź znajdzie pani na innych forach, ale po prostu nie lubię pisać powtarzających się wypowiedzi, więc kopiuje swoje stare.

Serio???

Jak dla mnie postacia godna pozalowania jestes ty. Jeszcze nigdy nie czytalem tak napastliwego, pelnego jadu i goryczy "felietonu", nie uwazasz, ze masz jakas chora obesje na punkcie Elizabeth Taylor, moze powinnas sie z tym udac do lekarza?

A raczej NA PEWNO. Zal.

użytkownik usunięty
bardotek69

Tak żal mi Ciebie Bardotku, naprawdę. A wiesz dlaczego ? Bo jesteś wielkim hipokrytą. A jeszcze niedawno miałam Cię za inteligentnego użytkownika Filmwebu. Żal ? Ah, to słownictwo godne tzw. "gimbazy". I po raz kolejny potwierdza się teoria że "gimbaza" to stan umysłu a nie wieku. Nie mam obsesji na punkcie Taylor i nie muszę nikomu tego udowadniać, aczkolwiek chciałabym mieć takie problemy jak Ty. No cóż, może nie masz nic do roboty ? Z tym lekarzem to Ci się raczej nie udało - moja mama pracuje w służbie zdrowia i nie zauważyła u mnie żadnych niepokojących objawów.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones