Zdecydowanie najsłabszy z trzech wspólnych filmów Clifta i Taylor. Rozwlekły, chwilami niezamierzenie śmieszny (chłopczyk rosnący w oszałamiającym tempie, "południowy" akcent Taylor, który brzmi jak kabaretowa parodia). Najciekawsze wydały mi się detale: wąsaty Lee Marvin, Clift z brodą à la Fidel Castro, no i te cudowne suknie-bezy, w których kobiety chodzą nawet po bagnach – no ale jak się ma "two nigger girls to do the work", można sobie na to pozwolić.